Tych autostopowiczów nie chcemy na Mazurach

Kiełże, inwazyjne skorupiaki wypierają z mazurskich jezior rodzime gatunki, zagrażają innym bezkręgowcom a mogą nawet zjadać jaja ryb, a co za tym idzie, mają negatywny wpływ na funkcjonowanie całego ekosystemu. Co ciekawe, przemieszczają się „na stopa” – wynika to z badań naukowców z Katedry Zoologii Bezkręgowców i Hydrobiologii Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego.

Kiełże, o których mowa, należą do grupy skorupiaków obunogich (Amphipoda). Są większe, intensywniej się rozmnażają i są bardziej odporne niż rodzime gatunki, nic więc dziwnego, że je wypierają. – Co prawda, podobnie jak „nasze” skorupiaki mogą być pożywieniem dla ryb i kaczek, ale jednocześnie są dużym zagrożeniem dla ekosystemu. Nie tylko polują na rodzime skorupiaki i inne bezkręgowce, ale także pożerają jaja ryb, przez co znacząco wpływają na ich rozrodczość. Słowem, ich rozprzestrzenianie się w jeziorach mazurskich jest złą wiadomością

– wyjaśnia dr Andrea Desiderato z Katedry Zoologii Bezkręgowców i Hydrobiologii Wydziału BiOŚ UŁ.

Inwazyjny kiełż Dikerogammarus villosus (fot. Michał Grabowski)Inwazyjny kiełż Dikerogammarus villosus (fot. Michał Grabowski)

Badania na temat inwazyjnych gatunków skorupiaków prowadzone przez łódzkich badaczy zapoczątkował w latach 80. XX w. prof. Jażdżewski – Inwazja skorupiaków to proces długotrwały, ale z punktu widzenia środowiska, dość dynamiczny – tłumaczy Krzysztof Podwysocki z Katedry ZBiH Wydziału BiOŚ UŁ. – Tylko w ciągu dwóch lat zaobserwowaliśmy szybkie rozprzestrzenianie się obunogów w jeziorach mazurskich.

Co niepokojące, skorupiaki pojawiają się także w akwenach izolowanych, które nie są zasilane wodą z rzek, ani nie są połączone kanałami z innymi jeziorami. Mogłoby się więc wydawać, że nie dostaną się do nich samodzielnie. Okazuje się, że wykorzystują do tego ludzi.

 – Organizmy te zachowują się jak autostopowicze – wyjaśnia dr Andrea Desiderato. – Przyczepiają się do sprzętów wodnych: łodzi, kajaków, desek surfingowych i SUP, skuterów, a także boi, lin a nawet pianek do nurkowania i w ten sposób, wraz z turystami przemieszczają się pomiędzy akwenami.

- Z naszych badań wynika, że w sprzyjającym, wilgotnym środowisku kiełże mogą przetrwać nawet kilka dni poza wodą – mówi Krzysztof Podwysocki. – Czyli transportując między jeziorami łódź, czy inny sprzęt pływający, możemy przenosić także te organizmy. I to na coraz większą skalę. Nasz zespół prowadził także badania na jeziorach alpejskich i również stwierdził tam obecność inwazyjnych obunogów w izolowanych akwenach. Nie mogły się tam znaleźć inaczej niż za pomocą człowieka.

Każdego roku na Mazury przyjeżdża ponad 100 tysięcy turystów, dla większości z nich żegluga i sporty wodne to główny cel pobytu. – Tak masowa turystyka nie może pozostać bez wpływu na środowisko przyrodnicze – mówi Krzysztof Podwysocki. - Musimy brać pod uwagę fakt, że skutki pojawienia się tych gatunków w jeziorach są często nieodwracalne.

– Przywieranie organizmów do łodzi jest zjawiskiem powszechnie obserwowanym, dzieje się tak także na łodziach morskich czy statkach – mówi dr Andrea Desiderato. – Jednak tamte organizmy są większe i dobrze widoczne, a przywierając do łodzi czy statków w pewnym momencie utrudniają pływanie, dlatego ludzie czyszczą morskie jednostki pływające. W słodkich wodach sytuacja wygląda nieco inaczej. Kiełże są niewielkie, nie rzucają się w oczy i nie utrudniają pływania. – Turyści najczęściej nie mają pojęcia o ich istnieniu, a co za tym idzie nie dbają o pozbycie się ich przed transportem sprzętu wodnego – dodaje Krzysztof Podwysocki. – I to właśnie ten brak świadomości jest największym problemem.

Inwazyjny kiełż, Dikerogammarus villosus w muszlach inwazyjnego małża, racicznicy (fot. Luca Desiderato)Inwazyjny kiełż, Dikerogammarus villosus w muszlach inwazyjnego małża, racicznicy (fot. Luca Desiderato)

W krajach zachodnich (USA, Kanada czy Wielka Brytania) a także w niektórych krajach skandynawskich wprowadzono regulacje prawne dotyczące sportów wodnych. Łodzie można wodować tylko w wyznaczonych miejscach, przed zmianą akwenu muszą być dokładnie oczyszczone i osuszone a liny i boje dokładnie zdezynfekowane. Istnieją też przepisy mówiące o tym, jak takie czyszczenie powinno wyglądać. – W Polsce brakuje przepisów w tym zakresie, lecz mamy nadzieję, że nasze badania przyczynią się do zwiększenia świadomości na temat zagrożenia i wprowadzenia zmian legislacyjnych – mówi Krzysztof Podwysocki. – Tymczasem, byłoby świetnie, gdyby żeglarze i inni użytkownicy sprzętu wodnego mieli świadomość, że przed transportem między akwenami należy sprzęt dokładnie wyczyścić. Z naszych obserwacji wynika, że doskonale sprawdza się w tym celu zwykła woda pod ciśnieniem np. z myjki ciśnieniowej.

Ważnym elementem zapobiegania inwazji obunogów wydaje się monitorowanie tego, jak sprzęt pływający jest transportowany między jeziorami. – Naszym zdaniem konieczne jest wprowadzenie rejestru, czy choćby ankiet wśród turystów: w jakich kierunkach się przemieszczają, z jaką częstotliwością, w jakim czasie – dodaje Krzysztof Podwysocki. – W ten sposób mielibyśmy szansę kontrolowania szlaków inwazji i zapobiegania jej.

Materiały: Wydział Biologii i Ochrony Środowiska
Tekst: Justyna Kowalewska (3PR)
Zdjecia: Michał Grabowski
Badania zespołu z Katedry Zoologii Bezkręgowców i Hydrobiologii UŁ opublikowano w na łamach czasopisma naukowego NeoBiota: Podwysocki, K., Desiderato, A., Mamos, T., Rewicz, T., Grabowski, M., Konopacka, A., Bącela-Spychalska, K. (2024). Recent invasion of Ponto-Caspian amphipods in the Masurian Lakeland associated with human leisure activities. NeoBiota, 90, 161-192.