Kim są polskie „galerianki”?

Te dziewczyny nie mają żadnych skrupułów. Tego, co robią, nie uważają za prostytucję - o nieletnich prostytutkach zwanych galeriankami mówi dr Elżbieta Michałowska z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego.

 

JOANNA PODGÓRSKA: - Twierdzi pani, że galerianki, czyli gimnazjalistki prostytuujące się w centrach handlowych, to dziś jedno z najniebezpieczniejszych zjawisk wśród młodzieży i coraz bardziej powszechne. Naprawdę jest tak źle?

ELŻBIETA MICHAŁOWSKA: - Galerianki to tylko wierzchołek góry lodowej. Zjawisko prostytucji nieletnich niestety się rozszerza. Różne typy motywacji i potrzeb rodzą różne typy prostytucji. Jest prostytucja wymuszona, do której dziewczynki nakłania dom. Matka wychodzi z prostytucji, jej warsztat pracy przejmuje córka. Kilka lat temu robiłam badania dotyczące patologii w biednych dzielnicach łódzkich. Zdarzało się, że ojcowie przychodzili do szkoły po córkę, bo trafił się klient. Wyskakiwała w czasie dużej przerwy, a tata potem inkasował pieniądze. Jest prostytucja dworcowa, uprawiana przez dziewczyny na gigancie, często uzależnione, które oddają się za bułkę z serem albo ciułają na kolejną działkę. One są zdesperowane. Galerianki nie. Tu nie gra roli wyłącznie czynnik ekonomiczny, ale także kulturowy.

Co to znaczy?

To oznacza traktowanie ciała jako towaru. Wystarczy się przyjrzeć czasopismom typu "Cosmopolitan", gdzie cielesność i seksualność są tematem głównym; sposoby na to, jak je ulepszać, żeby było przyjemniej i sprawniej. Teledyski w Vivie, kierowane do młodych odbiorców, też są tak kręcone. To wulkany erotyzmu. Artystki wiją się w rozkroku, oplatane przez mężczyzn. Nie jestem purytanką, ale to, co tam można zobaczyć, mnie zdumiewa. Oprócz ciała sprowadzonego wręcz do narządów nie ma tam nic. Wymiar kulturowy polega więc na tym, że w popkulturze ciało jest produktem i jest konsumowane. To najbardziej trafia do młodego odbiorcy, do nastolatków wychowanych na wolnym rynku. Przeglądam teraz blogi i fora w związku z badaniami nad galeriankami, które planujemy. Trafiłam na zjawisko, które staje się coraz bardziej popularne: sprzedawanie dziewictwa. One robią przetargi na swoje dziewictwo.

Ile to kosztuje?

Ostatnio to było zdaje się tysiąc czy półtora.

Niedrogo.

Niedrogo, ale przetarg ciągle trwa. Do czynnika kulturowego, o którym mówiłyśmy, dołącza się komercjalizacja życia, której skutkiem jest prostytucja aspiracyjna nieletnich. Zarabiają na rzeczy, których pragną. Galerianki uprawiają seks raczej za prezenty, nie za pieniądze: za mp3, najnowszy model telefonu komórkowego, jakiś dobry kosmetyk. Jest jeszcze jeden czynnik: nuda.

Dziewczyny puszczają się z nudów?!

Komentowałam niedawno premierę fabularyzowanego dokumentu HBO pod tytułem "Nie jesteśmy puszczalskimi". Opowiada o licealistkach z renomowanej szkoły. To świetne uczennice, prymuski z dobrych domów. W klasie postrzegane jako nieciekawe, tylko siedzą i się uczą. Są znudzone, bo mają wszystko. Więc zaczynają łapać klientów, żeby coś się działo. Dostają dawkę adrenaliny. O tej grupie mówi się najmniej. Trochę różni się od galerianek, jest jakby szczebelek wyżej.

Da się ocenić, ile jest galerianek w Polsce?

Szacunki idą "od ściany do ściany". Słyszałam opinię, że jest ich około 700, czyli po kilka na każdą galerię w Polsce. Inna z kolei głosi, że jest ich po kilka na każde gimnazjum. Ta może dotyczyć nieletnich prostytutek w ogóle, a nie tylko galerianek. Tak naprawdę zależy to od wielu czynników: środowiska, poziomu szkoły, lokalnej mody. Dziś, przed przeprowadzeniem pogłębionych badań, na pytanie, ile jest galerianek w Polsce, może odpowiedzieć jedynie czarodziej albo ignorant.

Więcej -> https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/klasykipolityki/1800410,1,kim-sa-polskie-galerianki.read?fbclid=IwAR3FFQc_WitulwMPVGRL7EjOXDrxIxMuK7INs6A14H7tasyYk6SHuKwxmfo

Materiał: Polityka.pl