Cyfrowe ślady, czyli nic się nie ukryje...

Załóżmy, że w każdym pomieszczeniu swojego mieszkania masz kamery, które nieustannie śledzą twoją aktywność. Niestety, pewnego dnia otrzymujesz powiadomienie, że wszystkie nagrania zarejestrowane przez kamery zostały wykradzione z serwera, na którym je przechowujesz. Sama myśl o takiej sytuacji może wprawić Cię w zakłopotanie, a może nawet popłoch – w mieszkaniu zachowujesz się swobodnie, masz poczucie prywatności, a teraz w panice układasz czarne scenariusze tego, kto i w jaki sposób może te nagrania wykorzystać.

Czy dostając informację o utracie swych danych cyfrowych poczujesz się tak samo niekomfortowo, jak w przypadku kradzieży nagrań z kamer? Prawdopodobnie nie, ponieważ dla większości z nas cyfrowe ślady, techniki ich analizowania, jak i cele tego typu badań, są obszarem dość abstrakcyjnym. Znacznie trudniej więc wyobrazić sobie konsekwencje utraty danych cyfrowych, które pozwalają na poznanie naszych potrzeb informacyjnych, wyborów konsumenckich, cech psychologicznych, poglądów politycznych, a nawet preferencji seksualnych. Szczególnie, że urządzenia cyfrowe wykorzystujemy w celach zawodowych czy prywatnych z poczuciem zachowania anonimowości oraz prywatności... Tymczasem pozostawiamy po sobie ślady cyfrowe o bardzo szerokim spektrum, odpowiadającym naszym realnym zachowaniom.

 

Buszując w cyberprzestrzeni

Cyberprzestrzeń, którą w uproszczeniu można zdefiniować jako zbiór urządzeń cyfrowych zdolnych do przesyłania, odbierania, przechowywania i analizowania pakietów danych oraz danych na nich składowanych, nie jest bowiem osobną rzeczywistością. Często pojawia się swojego rodzaju „literackie” podejście do tego zagadnienia, - mówimy, że „wchodząc do cyberprzestrzeni, wchodzimy do innej, cyfrowej rzeczywistości”. Osobiście podchodzę do cyberprzestrzeni jako do składowej rzeczywistości, jej integralnej części, dzięki której możliwe jest analizowanie realnych zachowań ludzi. Ta mała zmiana w sposobie postrzegania istoty cyfrowych śladów pozwala dostrzec, że proces ten pozwala określić potrzeby i uzyskać informacje o zachowaniach ludzi, które przejawiają nie tylko w cyberprzestrzeni.  

Według Internet Live Stats, w grudniu 2021 roku dostęp do Internetu posiadało ponad 5 miliardów 140 milionów ludzi, którzy w czasie każdej sekundy dokonywali prawie 100 tysięcy zapytań w środowisku Google, wykorzystując je do zaspokajania swoich potrzeb związanych m.in. z pracą, nawiązywaniem relacji, nauką czy zakupami. Większość zapytań i innych działań w środowisku cyfrowym podlega indeksowaniu i może stanowić zasób danych do analizowania zachowań jednostek lub grup w cyberprzestrzeni. Łącząc te dwa fakty, czyli ekstremalnie dużą grupę użytkowników (stanowiącą prawie 70 procent całej populacji1) oraz możliwości analizowania jej zachowań można sformułować hipotezę, że cyfrowe ślady są zwierciadłem całej ludzkości lub konkretnych społeczeństw.


Od architektury informacji po profil psychologiczny

Sam wykorzystałem je podczas pisania pracy doktorskiej Architektura informacji stron internetowych polskich bibliotek uniwersyteckich. Dzięki przeanalizowaniu działań ponad 2,6 milionów użytkowników mogłem przedstawić m.in. schemat uniwersalnej architektury informacji strony internetowej biblioteki uniwersyteckiej. Prowadząc te badania, uświadomiłem sobie, w jak decydującym stopniu analizy cyfrowych śladów użytkowników służą podnoszeniu poziomu naszego życia, jeżeli chodzi np. O poprawę funkcjonalności cyfrowych (UX/UI), wspieranie sprzedaży i e-commerce, czy lepsze poznanie potrzeb ludzi. Ale wykorzystane do niecnych celów, mogą zburzyć nasz komfort i oddziaływać poprzez np. naruszanie prywatności, inwigilowanie, manipulowanie opinią publiczną i wzmacnianie polaryzacji społecznej. 

Temat coraz częściej przejawia się w debatach, ale nadal bardziej boimy się, że ktoś będzie nas podsłuchiwać przez smartfon lub podglądać przez kamerkę w laptopie. Z mojej perspektywy to cyfrowe ślady „mówią” o nas więcej niż podsłuchy czy ukryte kamery. Jako przykład podam rozwój badań psychometrycznych, które opisałem w artykule Określanie osobowości użytkowników Internetu poprzez analizowanie ich cyfrowych śladów w świetle wybranych badań dr. Michała Kosińskiego. Wynika z niego, że analizując zachowania użytkowników w środowisku cyfrowym, da się określić ich cechy psychologiczne. Są nimi między innymi te w skali Wielkiej Piątki: neurotyczność/stabilność emocjonalna, ekstrawersja/introwersja, otwartość/zamkniętość, ugodowość/antagonizm, sumienność/brak ukierunkowania. 

Dodatkowo, odnosząc się do badań Kosińskiego, można wykazać, że chociażby reakcje użytkowników na Facebooku (np. polubienia), pozwalają na analizowanie ich poglądów politycznych jak i preferencji seksualnych. Roberto Gonzalez w swoim artykule Hacking the citizenry? Personality profiling, ‘big data’ and the election of Donald Trump, przedstawił cytat z Alistaira Crolla:

Po Eisenhowerze nie można wygrać wyborów bez radia. Po JFK nie można było wygrać wyborów bez telewizji. Po Obamie nie można było wygrać wyborów bez sieci społecznościowych. Przewiduję, że w 2012 roku nie wygrasz wyborów bez big data.

 

Po śladach łatwiej, ale nic za darmo...

Dzięki analizie śladów cyfrowych łatwiej korzysta się nam chociażby z platform e-commerce czy mediów społecznościowych. Są coraz lepiej dostosowane do naszych potrzeb, intuicyjne, przez co, dla przykładu, wchodząc do nowego sklepu internetowego lub instalując nową aplikację nie musimy uczyć się, jak z nich korzystać. Niestety, coś za coś. Takie udogodnienia skutkują powstawaniem baniek informacyjnych oraz baniek filtrujących zniekształcających (z myślą o nas) rzeczywistość w cyfrowym świecie. O tych pierwszych mówi się coraz więcej, niestety z mojej perspektywy znacznie większym problemem społecznym są bańki filtrujące. Występują w środowiskach, w których użytkownik dokonuje wyszukiwania (np. wyszukiwarka Google) lub algorytm podaje mu treści (np. Facebook, Instagram, TikTok). Mechanizm ich powstawania opiera się na analizie cech i potrzeb użytkownika, który po zadaniu zapytania, np. w wyszukiwarce, otrzymuje odpowiedzi dopasowane do niego. Dla przykładu użytkownik o poglądach konserwatywnych może zobaczyć inne wyniki niż użytkownik o poglądach liberalnych mimo wpisania w wyszukiwarkę tej samej frazy lub słowa kluczowego – np. „aborcja”.

Termin bańka filtrująca stworzył Eli Pariser. Stwierdził przy tym, że bańki tego typu mają trzy podstawowe cechy: każdy użytkownik tworzy swoją indywidualną bańkę, użytkownik nie ma wglądu w swoją bańkę i, co niemniej istotne, użytkownik nie może pozbyć się swojej bańki. 

Wraz z dr. Remigiuszem Żulickim opisałem zjawisko baniek filtrujących oraz próby określenia metodyki ich analizowania w artykule Próba wypracowania metodologii pomiaru baniek filtrujących w wyszukiwarce Google.

 

„Rzeczywistość” z bańki

­­Występowanie baniek filtrujących jest naturalne z perspektywy dostosowywania rozwiązań cyfrowych do potrzeb użytkowników – jeżeli wyszukiwarka Google nie pokazywałaby nam treści, których szukamy, to nie zdobyłaby tak masowej popularności. Z drugiej strony - przedstawianie ludziom tylko tych treści, z którymi oni się zgadzają, wzmaga polaryzację społeczną, a my przestajemy się wzajemnie rozumieć.

Podam jaskrawy przykład: wpisujemy w Google frazę „płaska ziemia”, a następnie wchodzimy w interakcję tylko z treściami rzekomo potwierdzającymi tę teorię. Wyszukiwarka „nauczy się” naszych preferencji wyszukiwania i w przy kolejnych działaniach będzie wyświetlać nam, w pierwszej kolejności, wyniki zgodne z naszymi oczekiwaniami. Co za tym idzie, możemy umacniać się nawet w absurdalnym przekonaniu, że ziemia jest płaska. Z racji na to, że większość kwestii nie jest tak oczywista, trudność we wzajemnym porozumieniu się rośnie – wprost proporcjonalnie do pogłębiania się polaryzacji społecznej. 

Należy również podkreślić, że jako ludzie mamy wrodzoną zdolność do korzystania tylko z tych zasobów, które odpowiadają naszemu światopoglądowi, co podkreślił Adrian Bardon w artykule Ludzie są zaprogramowani, by odrzucać fakty, które nie pasują do ich światopoglądu:

Kiedy interesy grupy, wyznania lub dogmaty są zagrożone przez niepożądane informacje oparte na faktach, tendencyjne myślenie staje się zaprzeczeniem. I niestety, te fakty dotyczące natury ludzkiej można manipulować dla celów politycznych.

 

Po pierwsze: uświadamiać

Najskuteczniejszą metodą przeciwstawiania się negatywnym skutkom występowania baniek filtrujących i analiz cyfrowych śladów jest budowanie świadomości ich istnienia i funkcjonowania. Żadne rozwiązania techniczne nie są od niej trwalsze. Technologia ciągle się zmienia i w znacznej mierze jest zależna od jej dysponentów. Co za tym idzie, powierzenie całego zaufania narzędziom wydaje się być rozwiązaniem doraźnym, nieoptymalnym i niebezpiecznym. Za przykład niech posłuży poziom debaty publicznej w Polsce. Już dziś nie potrafimy ze sobą rozmawiać na trudne tematy takie jak aborcja, emigracja, prawo do wolności, niezależność mediów. Polaryzujemy się, jesteśmy już tylko „pro-” albo „anty-” i choć skłonność do skrajnych zachowań leży w ludzkiej naturze, to brak przeciwdziałania skutkom występowania baniek filtrujących i analizom cyfrowych śladów tylko pogłębia te tendencje. Być może świadomość tego, jak jesteśmy „rozgrywani” w cyberprzestrzeni, ułatwiłaby pozbycie się uprzedzeń względem adwersarzy i ułatwiło porozumienie?

Wierząc, że jestem w stanie zaciekawić studentów badaną przeze mnie problematyką i licząc, że moje badania mają aspekt praktyczny, postanowiłem wyjść nieco poza uniwersyteckie mury – założyłem kanał Cyfrowe Ślady na YouTube. Poruszam tam tematykę cyfrowych śladów, baniek filtrujących oraz samego bezpieczeństwa w sieci, np. jak nie dać się nabrać na próby wyłudzenia danych. W przyszłości planuję zamieszczanie również filmów dotyczących projektowania architektury informacji w oparciu o badania potrzeb i zachowań użytkowników rozwiązań cyfrowych. Bo – jak podkreślam - korzystanie z cyfrowych śladów nie jest zjawiskiem jedynie negatywnym.

 

W swoich działaniach staram się łączyć pasje naukowe z kompetencjami komercyjnym. Uważam, że wykorzystując cyfrowe ślady użytkowników Sieci jestem zobligowany do popularyzowania zagadnień związanych z szansami i zagrożeniami społecznymi, które niosą ze sobą analizy tego typu danych.

W pracy doktorskiej analizowałem architekturę informacji stron internetowych polskich bibliotek uniwersyteckich, wykorzystując autorskie metody badawcze przeanalizowałem zachowania grupy badawczej liczącej ponad 2,6 miliona użytkowników. Obecnie szykuję się do obrony i staram się przekuć wyniki swoich badań na rzeczywistość - biorę czynny udział w pracach nad nową stroną internetową BUŁ.

Moim drugim polem badawczym, po architekturze informacji są analizy cyfrowych śladów i badania nad bańkami filtrującymi. Wraz z dr. Remigiuszem Żulickim prowadzę badania z zakresu określenia metodyki badania baniek filtrujących środowiska Google - mam nadzieję, że po mojej obronie doktorskiej uda się nam przeprowadzić kolejne analizy, które pozwolą na rozwinięcie naszych wniosków przedstawionych w artykule Żulicki R., M. Żytomirski (2020). Próba wypracowania metodologii pomiaru baniek filtrujących w wyszukiwarce Google. „Zarządzanie Mediami”. 8(2), dostępny: DOI:10.4467/23540214zm.20.034.12052.

 

Tekst źródłowy: Michał Żytomirski

Redakcja: Centrum Promocji UŁ